Dzisiaj dotarliśmy do uroczego miejsca, którego nigdy byście nie spodziewali się w środku miasta.
Tuż za ulicą, za marketem obok bloków, płynie sobie potok. Miejsce jest naprawdę cudne. Wijący się potok, wysokie trawy, pagórki, mostek, za tym ogródki działkowe a nad tym wszystkim wierzchołek góry św. Marcina. Wokół rosną wierzby, wszystko
wygląda jak z czytanki o polskiej wsi.
Niestety oprócz pięknych drzew, traw leży tam tona śmieci. Głównie reklamówek, butelek i wszelkiej maści opakowań.Te białe plamki to nie śnieg tylko plastik.
Wszystkim, którzy nie wpadli jeszcze na pomysł, że śmieci, które przynieśli ze sobą, powinni także ze sobą zabrać, życzę aby wracając wdepnęli w psią kupę i zobaczyli, że z naturą się nie zaczyna.
Chociaż to kiepskie porównanie, bo kupa rozłoży się po kliku dniach a reklamówka zniknie dopiero za 450 lat. Nie uwieczniłam największych skupisk śmieci, ponieważ nie chciałam psuć sobie spaceru. Skupiłam się zatem na M.
Chociaż to kiepskie porównanie, bo kupa rozłoży się po kliku dniach a reklamówka zniknie dopiero za 450 lat. Nie uwieczniłam największych skupisk śmieci, ponieważ nie chciałam psuć sobie spaceru. Skupiłam się zatem na M.
Tryb: obczajenie sytuacji. Czy to na pewno woda?
O tak to na pewno woda i muszę w niej być. Właśnie teraz !
Pan i Władca opanował sytuację i M nie skorzystał z kąpieli, a PIW nie skończył w niej razem z nim
Ruszyliśmy dalej. Natknęliśmy się na kolejny uroczy obrazek. Dwa czarne koty wygrzewające się na drzewie. Mimo, że były dosyć cierpliwe, jednego z nich słabo widać ale zapewniam was, że to kot a nie plastikowa reklamówka.
A tutaj tzw absurd drogowy. Pasy oddalone od siebie zaledwie o dwa metry. My wybraliśmy te wyglądające bardziej profesjonalnie, czyli te do których prowadzi chodnik:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz