Za oknem temperatura w granicach zera. Po Europie szaleje orkan Xavier, zbliżając się w stronę naszego kraju. Jodłaka ( nieświadomy powagi sytuacji ) w swoim naturalnym stanie, pół śnie, zwinięty w kulkę. M także próbuje być zen, jednak niespożyta energia musi znaleźć gdzieś swoje ujście.
Nie czekając na dalszy ciąg wydarzeń, ubrałam M w nowiutkie szelki i poszliśmy na spacer. Nie taki zwyczajny osiedlowy aby obczaić obsikane trawniki i wywąchać jakieś newsy, tylko taki po lesie. Dołączył do nas najlepszy kumpel M. Na odludziu czasem dobrze mieć towarzystwo.
Kiedy tak przedzieraliśmy się przez zarośla nawet nie było czuć zimna. Wiatr ustał a jedyny huragan to M ciągnący jak szalony do przodu. Po wspólnych zabawach,gryzieniu patyków, piciu wody z na wpół zamarzniętych kałuż i tysiącu podskoków energia została spożytkowana i można było wrócić do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz